poniedziałek, 5 marca 2012

Zwycięstwo

Na pobliskim skwerku
 28.03.2012 (wtorek)

Zejście na plażę

W naszym mieszkanku
„Dzisiaj znajdujemy odpowiadający nam pokój, koniecznie blisko morza i się wprowadzamy”. Takie jest nasze postanowienie, gdy budzimy się tego dnia. Jose wychodzi do pracy. Szwedki kręcą się po pokoju, a my z Agą dalej szukamy ofert i dzwonimy. Dostajemy kilka linków od ludzi. Umawiamy się na spotkanie. Luis przysyła nam wiadomość, iż znalazł dla nas coś, co powinno nas zainteresować, w dobrej cenie i by do niego zadzwonić. Tak też robimy. Luis przedstawia nam warunki i umawia się z nami na 12:00. Nie mamy nic do stracenia. Wcześniej jednak postanawiamy zobaczyć jeszcze jedno mieszkanie. Tym razem by nie tracić czasu bierzemy taxi. Na miejscu, Właściciel okazuje się być młodym chłopakiem. Mieszka z 9 kotami. Sam przyznaje, że go obudziłyśmy, dzwoniąc o 12:00 w południe. Oglądamy pokoje, które są dopiero w stanie przygotowywania. W całym domu panuje jeden wielki remont. Sprawa jest jasna. Pozostaje nam już tylko propozycja Luisa. Idziemy na spotkanie z Luisem, który informuje nas, że mieszkanie możemy zobaczyć nie wcześniej jak o 15:30. Mamy zatem 2,5 godziny czasu. Ogłoszenia z gazety już się skończyły. Decydujemy się pójść pod dom i zobaczyć go z zewnątrz oraz pokręcić się po okolicy. Dom znajduje się przy dwupasmowej, ruchliwej ulicy. Jednak się wkrótce okazuje jest bardzo dobrze usytuowany w stosunku do głównych ulic naszej dzielnicy. Szybko odkrywamy, że od morza dzieli nas raptem 5 min drogi! Po drodze znajduje się mały parczek. To musi być to – mówimy. Jednak nadal zostaje sporo czasu do spotkania. Gdy w końcu nadchodzi wyczekiwana chwila, pomimo dużego podekscytowania umawiamy się nie dawać nic po sobie poznać. Wszystko zdaje się być idealne. Nasze mini mieszkanko ma okna wychodzące od patio, co oddziela nas od hałasu z ulicy. Jest świeżo wyremontowane. Ściany lśnią bielą. Wszystko jest nowe: meble, kompleks kuchenny, lodówka. W łazience świeżo położone kafelki, nowe baterie, szklana umywalka. Na łóżku znajduje się ładna biało-granatowa pościel. W oknach zawieszone są zasłonki koloru żółtego, które nadają wnętrzu ciepło.. Wiemy, że chcemy tu zamieszkać. Cena wynosi 450 dolarów. Postanawiamy jednak trochę pograć i ponegocjować cenę. Proponujemy 400 dolarów. Luis też nam pomaga, sypiąc jak z rękawa argumentami. Widzimy jak właścicielka zaczyna się zastanawiać. Jest nadzieja. Zostajemy poproszone by na chwilę zostawić samych właścicielkę, Luisa i jeszcze jednego agenta nieruchomości. Po dłużącej chwili pojawia się Luis z miną zwycięzcy i pokazuje nam podniesione do góry kciuki. Udało się! Po trzech dniach szukania znajdujemy lokum, które jest spełnieniem naszych oczekiwań. Odnosimy z Agą wrażenie tak, jakby to miejsce czekało specjalnie na nas. Ostatnie formalności i jeszcze tego samego dnia wprowadzamy się. Nasza właścicielka okazuje się być bardzo otwartą i inteligentną osobą. Studiowała podobnie jak my handel zagraniczny, a oprócz tego skończyła jeszcze 2 kierunki. Sporo czasu spędziła w Kanadzie, skąd wróciła niedawno. Wszystko, o co ją prosimy dostajemy. I tak nasze mieszkanko zostaje wyposażone dodatkowo w talerze, sztućce, sprzęt kuchenny. Dostajemy nową mikrofalę, czajnik, i palnik kuchenny. Julia pyta nas, czy chcemy telewizor. Zważywszy gabaryty pomieszczenia i ograniczoną ilość czasu, jaką chcemy spędzać w domu, stwierdzamy zgodnie z Agą, że nie jest nam potrzebny. Idąc za tą myślą, zostawiamy po środku walizki i wychodzimy na salsę. Wracamy nad ranem i zapadamy w głęboki sen. I tak, spędzamy naszą pierwszą noc w „naszym domu”.

1 komentarz: