sobota, 3 marca 2012

W poszukiwaniu mieszkania

27.02.2012    (poniedziałek)

Wybrzeże Pacyfiku
Tym razem śpimy już dłużej. Chyba zaczynamy się przystosowywać do zmiany czasu. Z nowym, równie słonecznym dniem nabieramy nowej energii i nadziei na znalezienie sobie lokum. Ponownie zjadamy śniadanie na tarasie, tym razem spotykając pewnego Litwina. Po krótkiej rozmowie wracamy do pokoju pakować walizki. Umówiliśmy się z Jose, że przyjmie nas do siebie na Couchsurfing. Do 12:00 musimy się wykwaterować i opuścić pokój. Jose ma po nas przyjechać około 13. Gdy zbliża się 12:00 przenosimy się do salonu. Żegnamy się z naszym znajomym Hiszpanem i opuszczamy hostel. Siedząc na walizkach i czekając na Jose kontemplujemy okolicę, którą nie bardzo miałyśmy czas pozwiedzać. Jose okazuje się być punktualny i nie musimy długo czekać.  Zawozi nas do siebie, gdzie poznajemy dwie Szwedki również goszczący u Jose’go. Jedna z nich mówi nawet po polsku. Zostawiamy z Agą rzeczy, dzwonimy jeszcze do kilku ogłoszeń i ruszamy w miasto z postanowieniem znalezienia już czegoś. Przemierzamy całe miasto wzdłuż i wszerz i to wszystko na piechotę. Dzień wydaje się być jeszcze gorętszy od poprzedniego. Kilka obiecujących ofert okazuje się być totalnym niewypałem. Gorzej jak w internacie, stwierdzamy, gdy pokazują nam kolejny pokój, bez dostępu do kuchni, bez możliwości sprowadzania obcych, z obowiązkiem zostawiania klucza na recepcji i z określonymi godzinami powrotów. W końcu zostaje nam ostatnie już ogłoszenie. Po drodze wstępujemy do przypadkowo napotkanej księgarni by kupić mapę miasta. Rezygnujemy z zakupu, gdy cena mapy okazuje się wynosić 27 soli, co jest równe około 28-29 PLN. Jako, że nigdzie nie są napisane ceny stwierdzamy, że z pewnością jest to specjalna cena dla Gringas, które bez mapy zginą. My nie damy się oszukać i wychodzimy ze sklepu. Wędrujemy dalej. W hotelu dostałyśmy namiary na sprawdzoną księgarnię, którą teraz odnajdujemy. Nasza podejrzliwość zostaje ukarana. Ta sama mapa kosztuje 29 soli. O 2 więcej. Tym jednak razem nie kręcimy już nosami, tylko kupujemy mapę. Dochodzimy do ulicy z przedostatnim mieszkaniem, które akurat jest w pobliżu. Jako ostatnie zostawiamy obiecującą ofertę. Rozglądamy się po okolicy i wyszukujemy same pozytywy z mieszkania właśnie tutaj. W końcu pozytywne nastawienie do podstawa. W umówionej restauracji, jedna z kelnerek prowadzi nas do pobliskich drzwi. Jednocześnie dzwoni do swojej mamy by nam pokazała pokoje i nas zostawia. Pukamy do drzwi pod, którymi spędzamy dobre kilka minut. Ponawiamy próby jeszcze kilka razy. Gdy mamy już odejść, drzwi uchylają się i pojawia się kobieta. Z jej ust płynie jakiś trudno zrozumiały bełkot. Zamykamy przed nami drzwi tylko częściowo zostawiając je uchylone. Jej ruchy są nieśpieszne. Po chwili łaskawie wpuszcza nas do środka. Wszystkie jej ruchy i słowa wskazują jakby w ogóle nie zależało jej na pozyskaniu klientów. Całe mieszkanie jest mocno zapuszczone, śmierdzące, zaniedbane i dodatkowo puste. Nie potrzebujemy już nawet znać ceny. Odmawiamy dalszych oględzin i wychodzimy. Przed wejściem siadamy na krawężniku lekko zawiedzione i rozważamy co dalej. Przypomina nam się nasz ostatnia oferta. Dzwonimy. Po chwili dowiadujemy się jednak, że wspomniany pokój został wynajęty 1 godzinę temu. Spoglądamy na siebie i wydajemy z siebie westchnienie. Unosimy głowy do góry i naszym oczom ukazuje się baner z napisem „3 pokoje + garaż „ wiszący na świeżo wyremontowanym budynku. Fajnie by było jakbyśmy mogły tam wynająć sobie pokój. W tej samej chwili odwraca się do nas wcześniej nie zauważony mężczyzna i pyta, czy szukamy mieszkania? Odpowiadamy, że tylko pokój i fajnie jak by to był jeden z tych na górze i wskazujemy na baner. Mężczyzna mówi, że to całe mieszkanie i że właśnie czeka na klientów by im je pokazać. Po chwili dodaje jednak, że zna kilka ofert w okolicy i jeśli na niego poczekamy to nam postara się pomóc. Prosi też, czy nie chciałybyśmy również obejrzeć mieszkania wraz z klientami, to mogłoby pomóc w sprzedaży. Godzimy się i w tej właśnie chwili pojawiają się potencjalni klienci w postaci matki z córką. Oglądamy czyste, świeżo wyremontowane mieszkanie. Sprawnie odgrywamy rolę udając zainteresowanie i wydając pozytywne komentarze. Gdy klienci odjeżdżają Luis zaprowadza nas do pobliskiego domu, gdzie wynajmuje się pokoje. Po drodze wymieniamy się wzajemnie informacjami. Dom umieszczony jest w spokojnej i przyjaznej okolicy. Są akurat 2 wolne pokoje, mały salon z kuchnią, Internet i wszystko czego nam trzeba. Luis jako znawca nieruchomości negocjuje cenę w naszym imieniu. Właścicielka nie chcę jednak nic spuścić z ceny. Żegnamy się zatem i wychodzimy. Luis obiecuje, że nam pomoże jutro i że gdzieś w swoich papierach na pewno coś się znajdzie.
Park miłości
Tym czasem dochodzimy nad ocean. Nad brzegiem znajduje się park „El parque del Amor”, czyli Park miłości, który z wyglądu przywodzi mi na myśl park Gaudiego w Barcelonie.
Beso, czyli pocałunek
Po środku znajduje się rzeźba pokaźnych rozmiarów zatytułowana „beso” przedstawiająca parę w miłosnym uścisku i tytułowym pocałunku. Jest to ta sama rzeźba, której zdjęcie oglądamy w biuletynie w samolocie. Zachodzi słońce i ocean wraz z parkiem tworzą prawdziwie romantyczną atmosferę. Trafność nazwy miejsca potwierdzają licznie siedzące tam pary. Decydujemy się na powrót do domu. Lokalnym transportem dojeżdżamy aż do domu Jose. Luis odprowadza nas pod same drzwi, po czym się żegnamy. Jose jest już w domu. Ogarniamy się z lekka i wraz z dwoma Szwedkami wychodzimy z domu. W planach mamy salsę. Po drodze wysadzamy dziewczyny, który mają zaplanowane spotkanie. Sami zaś jednomyślnie stwierdzamy, że mamy ochotę coś zjeść. Jose zabiera nas do restauracji przy samej plaży. Wcześniej decydujemy się „dotknąć morza” i schodzimy na plażę by sprawdzić jaka jest woda. W restauracji wywiązuje się rozmowa o kulinariach. Jose zamawia 2 różne talerze peruwiańskich przysmaków. Próbujemy m.in. „anticuchos „ czyli krowie serca. O tym jednak co to jest dowiadujemy się już po konsumpcji. Do tego owoce morza, choclo, czyli duża kukurydza, słodkie, koloru czerwonego ziemniaki, piwo oraz limoniada. Zmęczeni wracamy do domu. Jest już późno. Kładziemy się spać i zasypiamy twardo jak kamienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz