27.02.2012
(poniedziałek)
Wybrzeże Pacyfiku |
Tym razem
śpimy już dłużej. Chyba zaczynamy się przystosowywać do zmiany czasu. Z nowym,
równie słonecznym dniem nabieramy nowej energii i nadziei na znalezienie sobie
lokum. Ponownie zjadamy śniadanie na tarasie, tym razem spotykając pewnego
Litwina. Po krótkiej rozmowie wracamy do pokoju pakować walizki. Umówiliśmy się
z Jose, że przyjmie nas do siebie na Couchsurfing. Do 12:00 musimy się
wykwaterować i opuścić pokój. Jose ma po nas przyjechać około 13. Gdy zbliża
się 12:00 przenosimy się do salonu. Żegnamy się z naszym znajomym Hiszpanem i
opuszczamy hostel. Siedząc na walizkach i czekając na Jose kontemplujemy
okolicę, którą nie bardzo miałyśmy czas pozwiedzać. Jose okazuje się być
punktualny i nie musimy długo czekać. Zawozi
nas do siebie, gdzie poznajemy dwie Szwedki również goszczący u Jose’go. Jedna
z nich mówi nawet po polsku. Zostawiamy z Agą rzeczy, dzwonimy jeszcze do kilku
ogłoszeń i ruszamy w miasto z postanowieniem znalezienia już czegoś.
Przemierzamy całe miasto wzdłuż i wszerz i to wszystko na piechotę. Dzień
wydaje się być jeszcze gorętszy od poprzedniego. Kilka obiecujących ofert
okazuje się być totalnym niewypałem. Gorzej jak w internacie, stwierdzamy, gdy
pokazują nam kolejny pokój, bez dostępu do kuchni, bez możliwości sprowadzania
obcych, z obowiązkiem zostawiania klucza na recepcji i z określonymi godzinami
powrotów. W końcu zostaje nam ostatnie już ogłoszenie. Po drodze wstępujemy do
przypadkowo napotkanej księgarni by kupić mapę miasta. Rezygnujemy z zakupu,
gdy cena mapy okazuje się wynosić 27 soli, co jest równe około 28-29 PLN. Jako,
że nigdzie nie są napisane ceny stwierdzamy, że z pewnością jest to specjalna
cena dla Gringas, które bez mapy zginą. My nie damy się oszukać i wychodzimy ze
sklepu. Wędrujemy dalej. W hotelu dostałyśmy namiary na sprawdzoną księgarnię,
którą teraz odnajdujemy. Nasza podejrzliwość zostaje ukarana. Ta sama mapa
kosztuje 29 soli. O 2 więcej. Tym jednak razem nie kręcimy już nosami, tylko
kupujemy mapę. Dochodzimy do ulicy z przedostatnim mieszkaniem, które akurat jest
w pobliżu. Jako ostatnie zostawiamy obiecującą ofertę. Rozglądamy się po
okolicy i wyszukujemy same pozytywy z mieszkania właśnie tutaj. W końcu
pozytywne nastawienie do podstawa. W umówionej restauracji, jedna z kelnerek
prowadzi nas do pobliskich drzwi. Jednocześnie dzwoni do swojej mamy by nam
pokazała pokoje i nas zostawia. Pukamy do drzwi pod, którymi spędzamy dobre
kilka minut. Ponawiamy próby jeszcze kilka razy. Gdy mamy już odejść, drzwi
uchylają się i pojawia się kobieta. Z jej ust płynie jakiś trudno zrozumiały
bełkot. Zamykamy przed nami drzwi tylko częściowo zostawiając je uchylone. Jej
ruchy są nieśpieszne. Po chwili łaskawie wpuszcza nas do środka. Wszystkie jej
ruchy i słowa wskazują jakby w ogóle nie zależało jej na pozyskaniu klientów. Całe
mieszkanie jest mocno zapuszczone, śmierdzące, zaniedbane i dodatkowo puste.
Nie potrzebujemy już nawet znać ceny. Odmawiamy dalszych oględzin i wychodzimy.
Przed wejściem siadamy na krawężniku lekko zawiedzione i rozważamy co dalej. Przypomina
nam się nasz ostatnia oferta. Dzwonimy. Po chwili dowiadujemy się jednak, że
wspomniany pokój został wynajęty 1 godzinę temu. Spoglądamy na siebie i
wydajemy z siebie westchnienie. Unosimy głowy do góry i naszym oczom ukazuje
się baner z napisem „3 pokoje + garaż „ wiszący na świeżo wyremontowanym
budynku. Fajnie by było jakbyśmy mogły tam wynająć sobie pokój. W tej samej
chwili odwraca się do nas wcześniej nie zauważony mężczyzna i pyta, czy szukamy
mieszkania? Odpowiadamy, że tylko pokój i fajnie jak by to był jeden z tych na
górze i wskazujemy na baner. Mężczyzna mówi, że to całe mieszkanie i że właśnie
czeka na klientów by im je pokazać. Po chwili dodaje jednak, że zna kilka ofert
w okolicy i jeśli na niego poczekamy to nam postara się pomóc. Prosi też, czy
nie chciałybyśmy również obejrzeć mieszkania wraz z klientami, to mogłoby pomóc
w sprzedaży. Godzimy się i w tej właśnie chwili pojawiają się potencjalni
klienci w postaci matki z córką. Oglądamy czyste, świeżo wyremontowane
mieszkanie. Sprawnie odgrywamy rolę udając zainteresowanie i wydając pozytywne
komentarze. Gdy klienci odjeżdżają Luis zaprowadza nas do pobliskiego domu,
gdzie wynajmuje się pokoje. Po drodze wymieniamy się wzajemnie informacjami.
Dom umieszczony jest w spokojnej i przyjaznej okolicy. Są akurat 2 wolne
pokoje, mały salon z kuchnią, Internet i wszystko czego nam trzeba. Luis jako
znawca nieruchomości negocjuje cenę w naszym imieniu. Właścicielka nie chcę
jednak nic spuścić z ceny. Żegnamy się zatem i wychodzimy. Luis obiecuje, że
nam pomoże jutro i że gdzieś w swoich papierach na pewno coś się znajdzie.
Park miłości |
Tym
czasem dochodzimy nad ocean. Nad brzegiem znajduje się park „El parque del
Amor”, czyli Park miłości, który z wyglądu przywodzi mi na myśl park Gaudiego w
Barcelonie.
Beso, czyli pocałunek |
Po środku znajduje się rzeźba pokaźnych rozmiarów zatytułowana
„beso” przedstawiająca parę w miłosnym uścisku i tytułowym pocałunku. Jest to
ta sama rzeźba, której zdjęcie oglądamy w biuletynie w samolocie. Zachodzi
słońce i ocean wraz z parkiem tworzą prawdziwie romantyczną atmosferę. Trafność
nazwy miejsca potwierdzają licznie siedzące tam pary. Decydujemy się na powrót
do domu. Lokalnym transportem dojeżdżamy aż do domu Jose. Luis odprowadza nas
pod same drzwi, po czym się żegnamy. Jose jest już w domu. Ogarniamy się z lekka
i wraz z dwoma Szwedkami wychodzimy z domu. W planach mamy salsę. Po drodze
wysadzamy dziewczyny, który mają zaplanowane spotkanie. Sami zaś jednomyślnie
stwierdzamy, że mamy ochotę coś zjeść. Jose zabiera nas do restauracji przy
samej plaży. Wcześniej decydujemy się „dotknąć morza” i schodzimy na plażę by
sprawdzić jaka jest woda. W restauracji wywiązuje się rozmowa o kulinariach.
Jose zamawia 2 różne talerze peruwiańskich przysmaków. Próbujemy m.in. „anticuchos
„ czyli krowie serca. O tym jednak co to jest dowiadujemy się już po
konsumpcji. Do tego owoce morza, choclo, czyli duża kukurydza, słodkie, koloru
czerwonego ziemniaki, piwo oraz limoniada. Zmęczeni wracamy do domu. Jest już
późno. Kładziemy się spać i zasypiamy twardo jak kamienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz